Niedzielne spotkanie w hali CRS było pełne zwrotów akcji. Zawodnicy obydwu drużyn zapewnili swoim kibicom prawdziwy roller-coaster emocji. Niestety, nie dane było cieszyć się zielonogórzanom ze zwycięstwa. Zastalowcy po raz kolejny przegrali w Orlen Basket Lidze, tym razem pokonali ich gracze Dzików Warszawa 97:91.
Trochę lepiej w niedzielne spotkanie weszli rywale Zastalu. Dzięki udanym akcjom udało im się szybko wypracować kilkupunktowe prowadzenie, które utrzymywali przez połowę pierwszej kwarty. Zielonogórzanie mogli liczyć na Geoffrey’a Groselle’a. Jego trafienia doprowadziły do pierwszego w meczu remisu – 7:7. Po tym udanym wejściu Amerykanina pod kosz nastąpił zastój w grze obydwu drużyn. Zawodnicy popełniali błędy i mieli problemy ze skutecznością. Złą passę szybciej przerwali gracze Dzików Warszawa i po raz kolejny mieli dwupunktową przewagę. W końcówce pierwszej części spotkania Zastalowcy przebudzili się i objęli prowadzenie. Na niecałe 30 sekund do końca kwarty mieliśmy kolejny remis – tym razem 15:15, a ostatecznie po 10 minutach gry na tablicy był wynik 17:17. Na parkiecie zdecydowanie brakowało Dariousa Halla, który doznał kontuzji w poprzednim meczu.
Druga kwarta rozpoczęła się po myśli Zastalu. Gracze trenera Davida Dedka szybko zdobyli pięć punktów i tym samym mieli pięć punktów przewagi. Niestety, po tych udanych zagraniach serię punktową rozpoczęli goście i na tablicach był kolejny remis. Po niecałych trzech minutach swój trzeci faul otrzymał Jan Wójcik, co było znacznym osłabieniem gry zielonogórzan. Na parkiet powrócił Geoffrey Groselle, który spędził na nim prawie całą pierwszą kwartę. Drużyny grały akcja za akcję, jednak Zastalowcy popełniali za dużo błędów, szczególnie jeśli chodzi o przewinienia. Goście mieli kilka lepszych zagrań i udało im się ponownie wypracować kilkupunktową przewagę. Po 15 minutach prowadzili już 35:28, a to przebudziło Aleksandra Lewandowskiego i Novaka Musića. Ich akcje zmniejszyły straty Zastalu do dwóch „oczek” i trener Dzików poprosił o przerwę. Wydawało się, że zielonogórzanie odnaleźli swoje tempo gry, ale niestety, po raz kolejny rywale zaczęli odskakiwać. Gracze z Zielonej Góry przekroczyli limit przewinień, przez co nie grali tak agresywnie w obronie, a to podziałało na Dziki budująco. Na niecałe 2 minuty do końca połowy warszawianie wygrywali 42:35. Gospodarzom nie udało się dogonić przeciwników, ale zmniejszyli straty do 3 „oczek”. Po dwóch kwartach przegrywali 39:42.
Od początku trzeciej kwarty drużyny grały punkt za punkty, ale lepiej wychodzili na tym goście, którzy utrzymywali przewagę z poprzednich części meczu. W Zastalu bardzo dobrze pokazał się Marcin Woroniecki, oddając celne rzuty z dystansu. Zielonogórzanie poprawili obronę, a to przełożyło się na lepszy atak. Po ponad trzech minutach drugiej polowy wyszli na jednopunktowe prowadzenie 52:51. Szybko przewagę odzyskali jednak goście. Walka cały czas trwała, a emocji nie brakowało. Na korzyść Zastalu dział przekroczony limit przewinień rywali. Niestety, Dziki punktowały rzutami zza linii 6,75 metra, ale nie pozostawał im dłużny Marcin Woroniecki. Trójkę zdobył także Paweł Kikowski, wyprowadzając tym samym gospodarzy na dwupunktowe prowadzenie – 64:62. Do końca meczu było jednak jeszcze trochę, zegary wskazywały ponad 13 minut. Zacięta rywalizacja doprowadziła do kolejnego remisu przed ostatnią kwartą niedzielnego spotkania. Po 30 minutach gry mieliśmy remis 68:68.
Czwartą kwartę trzema „oczkami” rozpoczęli goście. Ich prowadzenie nie trwało za długo, ale również Zastalowcy nie mogli nacieszyć się z wypracowania przewagi. Gra była chaotyczna. Kolejny raz nieco lepiej wyszli na tym zawodnicy Dzików Warszawa, którzy odskoczyli na 5 punktów na ponad 8 minut do końca meczu. Choć gospodarze szybko odrobili kilka „oczek”, szybko też wykorzystali limit przewinień. Po drugiej stronie warszawianie nie sfaulowali ani razu przez ponad 4 minuty. Zastalowcy musieli poprawić skuteczność, jeśli chcieli jeszcze powalczyć o upragnione zwycięstwo. Dziki mogły liczyć na Mateusza Szlachetkę i Dominica Greena, a w drużynie Zastalu brakowało lidera, który poprowadziłby zespół z Zielonej Góry do wygranej. Na 3 minuty do zakończenia czwartej kwarty goście prowadzili 89:83. Bohaterem końcówki spotkania okazał się James Washington, trafiając dwukrotnie z dystansu, tym raz z faulem. Wynik nie był jeszcze korzystny, ale gospodarze wrócili do gry. Po obydwu stronach parkietu pojawiło się wiele błędów i brakowało trafień. Bliżej zwycięstwa byli jednak rywale z sześciopunktową przewagą. Zastalowcy ponownie musieli uznać wygraną rywali we własnej hali. Dziki Warszawa zwyciężyły 97:91.
Najwięcej punktów dla Zastalu zdobył Marcin Woroniecki – 22. Dobrze zagrał także Geoffrey Groselle, który zakończył mecz z 17 „oczkami” i 8 zbiórkami.
W ekipie gości liderem był Dominic Green. Zawodnik zanotował 27 punktów i 4 zbiórki. Pod koszem rządził natomiast Nicholas McGlynn, zbierając 13 piłek. Środkowy dołożył też 14 „oczek”.
✅ Udostępnij, skomentuj i polub – razem tworzymy Wiadomości Lubuskie.
Dyskusja (musisz być zalogowana/y na Facebooku)