Było wiadomo, że w Sopocie będzie trudno o wygraną. Jednak nikt nie spodziewał się takiego pogromu. Od połowy drugiej kwarty Zastal grał bez pierwszego trenera, ale nie był to największy problem zielonogórzan. Zawodnicy z Zielonej Góry nie trafiali trójek, a sopocianie mieli doskonałą skuteczność.
Na pierwsze punkty w tym spotkaniu musieliśmy czekać ponad minutę. Niestety, były to punkty, które wpadły na konto gospodarzy. Za trzy trafił Aaron Best i tym samym na prowadzenie wyszedł Trefl. Sopocianie grali bardzo dobrze w obronie, przez co Zastal miał problemy z oddaniem rzutów z gry. Po ponad trzech minutach meczu gospodarze wygrywali 9:3. Jedyne punkty dla gości zdobył Paweł Kikowski, trzykrotnie trafiając z linii rzutów wolnych. Wynik odmieniły dobre akcje Dariousa Halla. Amerykanin odczytał dobrze grę rywali i najpierw zdobył dwa „oczka”, a potem kolejne trzy. W kolejnych minutach zielonogórzanie nakręcili się dobrymi akcjami w ataku i dogonili Trefl Sopot. Na tablicy mieliśmy wynik 17:17. A po serii 9:0 i rzucie Jeriaha Horne’a goście objęli pierwsze w tym meczu prowadzenie 19:17. Ostatecznie to jednak rywale wygrali pierwszą kwartę 22:19. Do tego sukcesu gospodarzy doprowadzili Jakub Schenk i Andy Van Vliet.
Od początku drugiej kwarty rywale atakowali kosz Zastalu rzutami z dystansu, a te, na nasze nieszczęście, im wpadały. Po półtorej minuty od wznowienia gry sopocianie prowadzili już 8 „oczkami”. Obrona Trefla była mocna i zielonogórzanie mieli duże problemy w ataku. Poza tym pojawiły się błędy m.in. faule w ataku czy błędy kroków. Goście mieli też na koncie dwa przewinienia techniczne, jedno otrzymał Paweł Kikowski, a drugi trener Dedek. Po chwili sędzia dał szkoleniowcowi drugi faul i trener musiał udać się do szatni, gdy zegar wskazywał prawie 6 minut do końca pierwszej połowy. Po tych nieporozumieniach gospodarze prowadzili już 35:25. Zastalowcy nie byli w stanie zatrzymać ataku Trefla. Swoje popisowe akcje na parkiecie prezentował Geoffrey Groselle, a po drugiej stronie brakowało strzelca, który poprowadziłby ekipę Zastalu. Przewaga sopocian rosła i po 18 minutach meczu wynosiła już 15 punktów. Na przerwę zawodnicy z Zielonej Góry schodzili ze smutnymi minami. Trefl po dwóch kwartach prowadził 57:36.
Rozpoczęcie drugiej połowy nie było najlepsze. Sopocianie od razu trafili dwa rzuty z dystansu i powiększyli przewagę do 27 punktów. Zastalowcy popełniali za dużo błędów i nie mieli pomysłów na akcje w ataku. Brakowało skupienia i chęci walki. Gracze Trefla byli natomiast bardzo skupieni na celu i raz za razem zdobywali kolejne punkty. Po pięciu minutach od początku trzeciej kwarty gospodarze mieli już 33 „oczka” więcej. Sytuacja zielonogórzan wyglądała coraz gorzej. Nie było zawodnika, który rozpędziłby grę i zmotywował pozostałych graczy. Trefl miał odpowiedź na każdą obronę Zastalu i rozbijał ją bez najmniejszych problemów. Dzięki temu rywale utrzymywali wysokie prowadzenie. Po 30 minutach gry wygrywali już 87:53 i wydawało się, że losy tego meczu zostały przesądzone.
W czwartej kwarcie przewaga Trefla przekroczyła 40 punktów. Na sześć minut do końca meczu w hali pękła też „setka” po rzucie Jakuba Musiała. Wygrana sopocian była już pewna i wiedzieli o tym zarówno zawodnicy i trenerzy jednej, jak i drugiej drużyny. Na parkiecie pojawili się najmłodsi gracze z Sopotu – Filip Gurtatowski i Wiktor Jaszczerski. Pomimo tego, zielonogórzanie dalej mieli problemy w ataku i kilka razy stracili piłkę. Na trochę ponad 2 minuty do końca meczu gospodarze prowadzili już 118:67. Spotkanie zakończyło się zwycięstwem Trefla 124:74.
W ekipie Zastalu najwięcej punktów zdobyli: Horne 17, Hall 14 i Kikowski 12. W drużynie Trefla rządzili przede wszystkim Van Vliet 21, Scruggs 19 i Musiał 18.
✅ Udostępnij, skomentuj i polub – razem tworzymy Wiadomości Lubuskie.
Dyskusja (musisz być zalogowana/y na Facebooku)