Zielonogórska ekipa koszykówki pokazała się z dobrej strony tylko w jednej kwarcie. W pozostałych trzech zdecydowanie dominowali rywale i to oni zakończyli niedzielny mecz zwycięstwem. Szanse były, szczególnie patrząc na statystyki, jednak Śląsk wygrał spotkanie 77:66.
Początek niedzielnego meczu w Hali Orbita we Wrocławiu nie napawał optymizmem. Już od pierwszych minut WKS Śląsk Wrocław pokazywał swoją dobrą grę, zwłaszcza w obronie. Natomiast zielonogórzanie nie radzili sobie ani w obronie, ani w ataku. Po prawie 5 minutach Zastalowcy zdobyli swoje pierwsze punkty, dzięki celnej dwójce Geoffrey’a Groselle’a. Wtedy wrocławianie prowadzili już 12:2. Po rzucie naszego centra gra zielonogórskiej drużyny trochę się rozkręciła i po kolejnych udanych akcjach Dariousa Halla Zastal zdobył kolejne cztery „oczka”. Na niecałą minutę do syreny kończącej tę część meczu zespół z Zielonej Góry zbliżył się na trzy punkty do przeciwników, ale na szczęście dla WKS-u najpierw do naszego kosza trafił Artsiom Parakhouski, a później wrocławianie wybronili naszą akcję. Po 10 minutach Śląsk prowadził 18:13.
Kolejna kwarta rozpoczęła się od powiększenia przewagi gospodarzy. W statystykach zespoły miały podobne procenty w trafionych rzutach, jednak wrocławianie oddawali ich znacznie więcej. W niedzielę kluczowe okazały się te z dystansu, których brakowało w ekipie Davida Dedka. Zastalowcy nieudanie gonili rywali, ale ci odskoczyli najpierw na 10, a później ponownie na 12 punktów przewagi. Po połowie kwarty Śląsk wygrywał już 35:18. Kluczowi zawodnicy w zielonogórskiej drużynie popełniali straty i nie trafiali oddawanych rzutów. Obrona również nie wyglądała najlepiej, co doskonale odzwierciedlał wynik po pierwszej połowie. Gospodarze utrzymywali wysokie prowadzenie i na przerwę schodzili z wynikiem 38:26.
Na trzecią kwartę wrocławianie wyszli równie zmotywowani co wcześniej. Szybko zdobyli kolejne punkty, a Zastal nie radził sobie w ataku. Zawodnicy z Zielonej Góry nie byli też efektywni z linii rzutów wolnych. Wszystko zaczęło się zmieniać pod koniec tej części meczu. Udane akcje Groselle’a i Aleksandra Lewandowskiego zbliżyły zielonogórzan do rywali na 9 „oczek”. Do tej dwójki dołączył jeszcze Marcin Woroniecki i wynik nie wyglądał już tak źle – 52:45 dla gospodarzy na ponad 2 minuty do końca kwarty. Ostatecznie przed ostatnią częścią niedzielnego spotkania Zastalowcy mieli do odrobienia siedem punktów przy wyniku 54:47.
Zastal kontynuował dobrą passę także na początku czwartej kwarty i w około pół minuty zmniejszył przewagę rywali do trzech „oczek”. Zielonogórscy kibice, który byli obecni na trybunach na pewno odzyskali nadzieję na wygraną. Niestety, po tym udanym początku serię 11:0 mieli gospodarze i zwycięstwo ponownie się oddaliło. Ekipa gości jeszcze walczyła, ale brakowało lidera, który poprowadziłby zespół na dobre tory i zmotywował do działania. Dobrze grał Darious Hall i w końcówce przebudził się James Washington. Najlepszy punktujący Zastalu, Novak Musić, w niedzielnym meczu zdobył zaledwie cztery punkty, trafiając tylko jeden celny rzut z gry na siedem oddanych. Spotkanie zakończyło się wygraną WKS-u Śląska Wrocław 77:66.
W Zastalu najwięcej punktów zdobył Darious Hall – 17. Amerykanin dołożył także 5 zbiórek. Aż 10 asyst rozdał James Washington, a 8 piłek zebrał Jan Wójcik.
W drużynie Śląska liderami byli Kendale Mc Cullum – 15 punktów, 6 zbiórek i 7 wymuszonych przewinień oraz Dušan Miletić – 13 punktów i 9 zbiórek.
✅ Udostępnij, skomentuj i polub – razem tworzymy Wiadomości Lubuskie.
Dyskusja (musisz być zalogowana/y na Facebooku)