Cóż to było za spotkanie! Wynik czwartkowego meczu pomiędzy Eneą Stelmetem Zastalem a Sokołem Łańcut nie był pewny aż do ostatnich sekund. Halę CRS wypełnili kibice i z ich wsparciem zielonogórzanom udało się zdobyć kolejne upragnione zwycięstwo. Z wynikiem 86:84 Zastalowcy dołożyli na swoje konto dwa duże punkty!
Kibice, którzy pojawili się w hali CRS nie po raz pierwszy, a pamiętają czasy, kiedy na boisku szaleli Walter Hodge i Quinton Hosley, mogli poczuć się jak za dawnych lat! Frekwencja kibiców nie zawiodła, to też nie było mowy, aby Zastalowcy nie wygrali w tym arcyważnym spotkaniu.
Od początku meczu zawodnicy Sokoła Łańcut atakowali kosz zielonogórzan rzutami z dystansu. Na nasze nieszczęście, większość z tych akcji kończyły się punktami. Dobrą passę rywali rozpoczął Filip Struski, a później dołączyli do niego Artur Łabinowicz i Terrell Gomez. Spotkanie przebiegało niezwykle szybko, krótkie akcje, zazwyczaj udane, dały naszym czwartkowym przeciwnikom kilkupunktową przewagę. Po trochę ponad dwóch minutach prowadzili 9:4. Morale w Zastalu podniósł kapitan Paweł Kikowski, oddając pierwszą celną trójkę dla gospodarzy. Dobrze spisywał się również Gligorije Rakocević, który powiększył przewagę uzyskaną przez Kikowskiego. Wszystko szło w dobrym kierunku. Zastalowcy utrzymywali prowadzenie, a goście zaczęli popełniać błędy. Po udanej akcji Dariousa Halla w hali CRS słychać było spore oklaski, gdy Zastal wygrywał już 22:13. W końcówce gracze Sokoła ponownie podnieśli poprzeczkę, ale pierwsza kwarta zakończyła się prowadzeniem zielonogórzan 25:20.
W czwartkowym meczu świetnie spisywał się duet Hall & Horne. Dzięki tym dwóm zawodnikom na początku drugiej kwarty zielonogórzanie powrócili do najwyższej przewagi, dziewięciu punktów. W ekipie z Łańcuta nie spisywał się natomiast najnowszy nabytek drużyny, Delano Spencer. Zespół mógł jednak liczyć na Adama Kempa, który pokazywał swoją siłę pod koszem. Mimo dobrych akcji rywali, wciąż na prowadzeniu byli gospodarze. Walka trwała nieprzerwanie, gdyż Sokół nie powiedział ostatniego słowa. Na czele drużyny stanął Ike Nwamu. Jego rzuty spowodowały, że przewaga Zastalu zmalała do zaledwie jednego „oczka”. Wtedy przebudził się kolejny zielonogórski duet. Grając razem na parkiecie, dobrze pokazali się Novak Musić i Marcin Woroniecki. Drugi z nich nie szczędził rywalom rzutów z dystansu i tym samym znowu powiększył prowadzenie swojej drużyny. Po pierwszej połowie gracze schodzili na przerwę z wynikiem 47:41 dla Zastalu.
Choć druga połowa nie zaczęła się najgorzej, to w połowie mieliśmy już na parkiecie istny thriller. Od początku trzeciej kwarty zespoły grały punkt za punkt i gospodarze utrzymywali kilkupunktową przewagę. Niestety, gracze z Sokoła ponownie odpalili swój atak z dystansu i zaczęli odrabiać straty. Dzięki kolejnej trójce Łabinowicza rywale dogonili Zastal i mieliśmy remis 56:56. Remisów od tego czasu nie brakowało, ale emocje pojawiły się wtedy, gdy Łańcut wyszedł ponownie na prowadzenie. Mecz jakby rozpoczął się na nowo. Kibice w hali CRS wstali i motywowali okrzykami swoich zawodników. Walka była trudna. Mimo problemów po 30 minutach gry wciąż prowadzili zielonogórzanie. Na tablicach widać było wynik 69:67.
Powiedzieć, że w ostatniej kwarcie dużo się działo, to jak nie powiedzieć nic. W tej części meczu na parkiecie szalał Woroniecki. Młody zawodnik trafił kilka ważnych trójek, dzięki czemu gospodarze ponownie odskoczyli na 4 punkty przewagi. Udane akcje zaliczył także Hall i po 4 minutach wygrywaliśmy już 78:72. Kibice odetchnęli z ulgą, ale drużyna z Łańcuta walczyła dalej. Stało się jasne, że rywale nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Sokół ponowienie oddał przywództwo Gomezowi, a ten nie pozostawał dłużny Woronieckiemu. Pokazał, że też potrafi oddawać celne trójki i na niecałe 5 minut do końca meczu mieliśmy kolejny remis. Na tablicach 78:78 i piłkę w ręce otrzymał Musić. Rozpoczął się niepisany pojedynek pomiędzy tymi dwoma zawodnikami. Do akcji wkroczyli także Rakocević i Michał Kołodziej. Zastal prowadził trzema punktami, by za chwilę na tablicy pojawił się kolejny remis. Zegary wskazywały niecałe 50 sekund do końca gry. Zastal prowadził 86:84. Struski nie trafił z dystansu i akcja przeniosła się na drugą połowę parkietu. Obrona Sokoła jest mocna, wydawać by się mogło, że nie do przejścia. Piłkę ma James Washington i jest faulowany. Niestety, oba rzuty z linii niecelne. Rywale otrzymują kolejną szansę i również pudłują. Jednak zbiórka dla Sokoła. Kolejny niecelny rzut i kolejna zbiórka. Trener gości prosi o czas, po chwili zawodnicy wracają na parkiet i ponownie akcja dla Łańcuta. Tym razem zawodzi Kemp i słychać dźwięk syreny kończącej spotkanie. Zastal wygrywa 86:84, a w hali CRS słychać głośne okrzyki pełne radości.
„Ojcami” sukcesu w tym meczu było kilku zawodników. Michał Kołodziej – 16 punktów, 7 zbiórek. Gligorije Rakocević – 15 punktów i 14 zbiórek. Darious Hall – 15 punktów i 2 zbiórki. Marcin Woroniecki – 14 punktów i 2 asysty.
Najwięcej „oczek” dla Łańcuta zdobył natomiast Terrell Gomez – 22. Zawodnik dołożył również 2 zbiórki i 5 asyst. Mecz z double-double zakończył Adam Kemp, zdobywając 14 punktów i zbierając 10 piłek.
✅ Udostępnij, skomentuj i polub – razem tworzymy Wiadomości Lubuskie.
Dyskusja (musisz być zalogowana/y na Facebooku)